Pielgrzymując po ścieżkach czasu, Kościół właśnie z naszym kontynentem związał swą misję tak ściśle, jak z żadnym innym. Duchowe oblicze Europy kształtowało się dzięki wysiłkowi wielkich misjonarzy i dzięki świadectwu męczenników. Kształtowano je w świątyniach wznoszonych z wielkim poświęceniem i w ośrodkach życia kontemplacyjnego, w humanistycznym przesłaniu uniwersytetów. Kościół powołany do troski o duchowy wzrost człowieka jako istoty społecznej, wnosił w europejską kulturę jednolity zbiór wartości. Zawsze trwał w przekonaniu, «że autentyczna polityka kulturalna powinna ujmować człowieka w jego całości, to znaczy we wszystkich jego wymiarach osobowych - bez pomijania wymiaru etycznego i religijnego» (Orędzie na Światową Konferencję UNESCO poświęconą polityce kulturalnej, 24.07.1982). Jakże uboga pozostałaby kultura europejska, gdyby zabrakło w niej chrześcijańskiej inspiracji!
Dlatego Kościół przestrzega przed redukowaniem wizji zjednoczonej Europy wyłącznie do jej aspektów ekonomicznych, politycznych i przed bezkrytycznym stosunkiem do konsumpcyjnego modelu życia. Nową jedność Europy, jeżeli chcemy, by była ona trwała, winniśmy budować na tych duchowych wartościach, które ją kiedyś kształtowały, z uwzględnieniem bogactwa i różnorodności kultur i tradycji poszczególnych narodów. Ma to być bowiem wielka Europejska Wspólnota Ducha. Również w tym miejscu ponawiam mój apel, skierowany do Starego Kontynentu: «Europo, otwórz drzwi Chrystusowi!»
Przy okazji dzisiejszego spotkania pragnę jeszcze raz wyrazić moje uznanie dla podejmowanych konsekwentnie i solidarnie wysiłków, których celem, od chwili odzyskania suwerenności, jest poszukiwanie i utrwalanie należnego i bezpiecznego miejsca Polski w jednoczącej się Europie i świecie.
Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską. Doświadczenie dziejowe, jakie posiada Naród polski, jego bogactwo duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza do umocnienia pokoju i bezpieczeństwa w Europie.
A małżonkowie, klęcząc przed ołtarzem w dniu ślubu, mówią: "Nie opuszczę cię aż do śmierci". Tak mówi mąż do żony i żona do męża. Tak mówią razem wobec majestatu Boga żywego. Wobec Chrystusa.
Czyż słowa te nie współbrzmią głęboko z tamtymi: "Do końca umiłował"?
Z pewnością, drodzy bracia i siostry, zachodzi tutaj głęboka zbieżność i jednorodność. Sakrament małżeństwa wyrasta z eucharystycznego korzenia. Wyrasta z Eucharystii i do niej prowadzi. Ludzka miłość "aż do śmierci" musi się głęboko zapatrzeć w tę miłość, jaką Chrystus do końca umiłował. Musi tę Chrystusową miłość poniekąd uczynić swoją, ażeby sprostać treściom małżeńskiej przysięgi: "Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci".
Z tej przysięgi buduje się szczególna jedność: wspólnota osób. Communio personarum. Jest to jedność - zjednoczenie serc i ciał. Jedność - zjednoczenie na służbie życiodajnej miłości. Zjednoczenie osób, mężczyzny i kobiety, i zarazem zjednoczenie z Bogiem, który jest Stwórcą i Ojcem. Zjednoczenie obojga w Chrystusie, w orbicie tej oblubieńczej miłości, jaką On - Odkupiciel świata - obdarza Kościół, a w tym Kościele każdego człowieka. Wszyscy wszakże jesteśmy odkupieni za cenę Jego Krwi.
Drodzy bracia i siostry! Potrzebne jest bardzo gruntowne przygotowanie do małżeństwa jako wielkiego sakramentu. Trzeba z kolei często wracać do tych świętych tekstów sakramentalnej liturgii małżeństwa, Mszy św. dla nowożeńców, Mszy św. na jubileusz małżeński, odczytywać je, rozważać... Są to słowa żywota.
Wiemy, że tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku, grupa młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską. Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i pokoleń Polaków.
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje "Westerplatte".
Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można "zdezerterować". Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba "utrzymać" i "obronić", tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych. Biskup Kozal, męczennik z Dachau, powiedział: "Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi. Wątpiący staje się mimo woli sojusznikiem wroga"
Słowa Ojca Świętego Jana Pawła II skierowane do młodzieży zgromadzonej na Westerplatte 12 czerwca 1987 r.
Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!
Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć - a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród - nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg.
I dlatego też to, co tutaj mówię na temat praw narodu u podstaw kultury i jej przyszłości, nie jest echem żadnego „nacjonalizmu”, ale pozostaje trwałym elementem ludzkiego doświadczenia i humanistycznych perspektyw człowieka. Istnieje podstawowa suwerenność społeczeństwa, która wyraża się w kulturze narodu. Jest to ta zarazem suwerenność, przez którą równocześnie najbardziej suwerenny jest człowiek.
A kiedy to mówię, myślę równocześnie ze wzruszeniem o kulturze tych ludów starych, które nie ustąpiły w zetknięciu z przeważającymi siłami cywilizacji najeźdźców - i do dzisiaj pozostają dla człowieka źródłem „bycia” człowiekiem w wewnętrznej prawdzie jego człowieczeństwa. I myślę również z podziwem o kulturach tych nowych społeczeństw, tych, które budzą się do życia we wspólnocie własnego narodu - tak jak mój naród budził się do takiego życia dziesięć wieków temu - i które walczą o zachowanie własnej tożsamości i własnych wartości wbrew wpływom i naciskom wzorów narzucanych im z zewnątrz.
Każdy z was daje szczególne świadectwo o człowieku: o tym, jaki jest właściwy wymiar jego egzystencji. „Nie samym chlebem żyje człowiek” (Mt 4, 4). Chociaż zdajemy sobie sprawę, jak doniosłe są sprawy chleba, jak wiele od nich zależy w życiu całej ludzkości i wszystkich narodów — w życiu poszczególnych osób i rodzin — to przecież przekonują nas te słowa Chrystusa: „Nie samym chlebem”. Nie samym.
Człowiek — to inny jeszcze wymiar potrzeb i inny wymiar możliwości. Jego byt określa wewnętrzny stosunek do prawdy, dobra i piękna. Istotną dla ludzkiej osoby jest transcendencja — a to znaczy zarazem: inny głód. Głód ludzkiego ducha.
Dlatego Chrystus mówił, a pamiętajmy, że powiedział to podczas kuszenia, powiedział do kusiciela: „Nie samym chlebem... lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4, 4).
Modlę się o to do Boga, który jest dawcą talentów. Modlę się, aby wszyscy ludzie wielorakich talentów na ziemi polskiej znajdowali warunki do twórczej pracy. Aby mogli nas obdarzać prawdziwym pięknem. Piękno — praca — zmartwychwstanie: ta Norwidowska triada pozostaje zawsze w mocy. Mówiliśmy o tym przed czterema laty w kościele Świętego Krzyża.
Dziś do tego powracam. Dziś bowiem — może inaczej niż wówczas, ale bardziej jeszcze — czujemy potrzebę zmartwychwstania, czujemy imperatyw zmartwychwstania.
To naturalne posłannictwo kobiety-matki bywa często podawane w wątpliwość z pozycji akcentujących przede wszystkim uprawnienia społeczne kobiety. Niekiedy patrzy się na jej pracę zawodową jako na awans społeczny, a oddanie się bez reszty sprawom rodziny i wychowania dzieci bywa uważane za rezygnację z rozwoju własnej osobowości. Za jakieś zacofanie.
To prawda, że równa godność i odpowiedzialność mężczyzny i kobiety usprawiedliwia w pełni dostęp kobiety do zajęć publicznych. Jednakże prawdziwy awans kobiety domaga się od społeczeństwa szczególnego uznania zadań macierzyńskich i rodzinnych, ponieważ są one wartością nadrzędną wobec wszystkich innych zadań i zawodów publicznych.
Zadania te i zawody winny zresztą uzupełniać się wzajemnie, jeżeli chcemy, by rozwój społeczeństwa był prawdziwie i w pełni ludzki. Nade wszystko winna być uszanowana podstawowa więź istniejąca między pracą i rodziną, owe „pierwotne i niezbywalne znaczenie pracy dla domu i wychowania dzieci”
Prawo dostępu do różnych zadań publicznych – przyznawane kobiecie na równi z mężczyzną – nakłada równocześnie na społeczeństwo obowiązek troski o rozwój takich struktur pracy i takich warunków życia, w których kobiety zamężne i matki nie będą zmuszane do podejmowania pracy poza domem, a ich praca w domu zapewni rodzinie wszechstronny rozwój (por. tamże). Macierzyńskiego trudu potrzebują szczególnie dzieci, aby mogły rozwijać się jako osoby odpowiedzialne, religijnie i moralnie dojrzałe oraz psychicznie zrównoważone. Dobro rodziny jest tak wielkie, iż słusznie żąda ono od współczesnego społeczeństwa wszędzie na świecie dowartościowania zadań macierzyńskich w strukturach propagujących awans społeczny kobiety i zakładających konieczność podejmowania pracy zarobkowej poza domem. Na ten temat wypowiadałem się zwłaszcza w Encyklice Laborem exercens, do której odwoływał się również Przewodniczący Rady Państwa na Zamku.
Przypomnienie na dzisiejszym spotkaniu z włókniarkami tych zasad, wyrażonych w chrześcijańskiej etyce społecznej, jest usprawiedliwione niepokojącym zjawiskiem występującym w waszej pracy zawodowej. Wiele kobiet nadal pracuje na trzy zmiany, a więc także w godzinach nocnych, co przyczynia się do rozwoju chorób zawodowych. Może to mieć również wpływ na wzrost liczby małżeństw rozbitych. Wskutek tego wiele kobiet zmuszonych jest samotnie wychowywać swoje dzieci i troszczyć się o ich byt materialny.
Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów. Stanowi bardziej niż siła materialna. Bardziej nawet niż granice polityczne. Wiadomo, że naród polski przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat - a mimo to pośród tej próby pozostał sobą. Pozostał duchowo niepodległy, ponieważ miał swoją kulturę. Więcej jeszcze. Moi kochani: wiemy, że w okresie najtragiczniejszym, w okresie rozbiorów, naród polski tę swoją kulturę ogromnie jeszcze ubogacił i pogłębił, bo tylko tworząc kulturę, można ją zachować.
Kultura polska od początku nosi bardzo wyraźne znamiona chrześcijańskie. To nie przypadek, że pierwszym zabytkiem, świadczącym o tej kulturze, jest Bogurodzica.
Chrzest, który w ciągu całego milenium przyjmowały pokolenia naszych rodaków, nie tylko wprowadzał ich w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, nie tylko czynił dziećmi Bożymi przez łaskę, ale znajdował stale bogaty rezonans w dziejach myśli, w twórczości artystycznej, w poezji, muzyce, dramacie, plastyce, malarstwie i rzeźbie.
I tak jest do dzisiaj. Inspiracja chrześcijańska nie przestaje być głównym źródłem twórczości polskich artystów. Kultura polska stale płynie szerokim nurtem natchnień mających swoje źródło w Ewangelii. To przyczynia się zarazem do gruntownie humanistycznego charakteru tej kultury - to czyni ją tak głęboko, tak autentycznie ludzką, "...albowiem - jak pisze Mickiewicz w Księgach pielgrzymstwa polskiego - cywilizacja, prawdziwie godna człowieka, musi być chrześcijańska".
Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna — to jest nasze „być” i nasze „mieć”. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego „być” i „mieć” zależała od nas. Każde pokolenie Polaków, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej, przez całe tysiąclecie, stawało przed tym samym problemem, można go nazwać problemem pracy nad sobą, i — trzeba powiedzieć — jeżeli nie wszyscy, to w każdym razie bardzo wielu nie uciekało od odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów.
Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. To nas wyróżnia, począwszy od tego patriarchy, którego nazywa św. Paweł „ojcem naszej wiary”: uwierzył wbrew nadziei; to nas wyróżnia poprzez Bogarodzicę, o której Elżbieta przy nawiedzeniu powiedziała: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła”, po ludzku, wbrew nadziei, uwierzyła, że się stanie, bo w dziejach człowieka działa Bóg. Powiedział Chrystus: „Ojciec mój dotąd działa i Ja działam”. I to miejsce jest także świadkiem wielkiego działania Boga przez ludzi.
"Więcej być". Dzisiejsze "więcej być" młodego człowieka to odwaga trwania pełnego inicjatywy - nie możecie z tego zrezygnować, od tego zależy przyszłość każdego i wszystkich - trwania pulsującego świadectwa wiary i nadziei. "Więcej być" to na pewno nie ucieczka od trudnej sytuacji.
Ta moc napełni twoje serce tym życiodajnym napojem. Ta moc potrzebna jest, by żyć autentycznym życiem wiary, życiem sakramentalnym, które odnawia się zwłaszcza w sakramencie pokuty i wyraża się przez Eucharystię.
Ta moc potrzebna jest, by apostołować w swoim otoczeniu radością i nadzieją mimo wszystko, by dawać siebie innym w pracy, w rodzinie, w szkole czy na uczelni, we wspólnocie parafialnej, w środowisku i wszędzie - na miarę swoich możliwości. (...)
Wiemy, że tu, na tym miejcu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku, grupa młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską. Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i pokoleń Polaków.
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje "Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można "zdezerterować". Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba "utrzymać" i "obronić", tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych.
W dniu 10 października ubiegłego roku dane mi było wynieść na ołtarze Kościoła powszechnego świętego Maksymiliana Marię Kolbego, syna polskiej ziemi.
Niezwykła to była kanonizacja. Przybyli na nią również Polacy z kraju i emigracji w dość pokaźnej liczbie, ale stanowili oni tylko mniejszość tej wielkiej rzeszy pielgrzymów, która wypełniła w tę niedzielę plac Świętego Piotra. Przybyli oni zapewne z Rzymu i z całej Italii, ale także w znacznej liczbie z Niemiec i z innych krajów Europy, jako też z pozostałych kontynentów, w szczególności z Japonii, która na trwałe związała swe serce z Rycerzem Niepokalanej. Czuło się wyraźnie, że ogłoszenie świętym Kościoła ojca Maksymiliana trafia w jakiś newralgiczny punkt wrażliwości człowieka naszych czasów. Stąd też powszechne było oczekiwanie na tę kanonizację, a udział w niej potwierdził to oczekiwanie.
„Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13) — tak mówi Jezus, żegnając się z apostołami w wieczerniku, zanim pójdzie na mękę i śmierć.
Pytając o motywy, można stwierdzić, że Maksymilian Kolbe przez swoją śmierć w obozie koncentracyjnym, w bunkrze głodowym, potwierdził w jakiś szczególnie wymowny sposób dramat ludzkości dwudziestego stulecia. Jednakże motywem głębszym i właściwym wydaje się to, że w tym kapłanie-męczenniku w jakiś szczególny sposób przejrzysta stała się centralna prawda Ewangelii: prawda o potędze miłości.
My wiemy dobrze w Polsce, że tam nikt inny nie pójdzie, że dla tego nikt inny się nie poświęci, tylko ta, która się poświęciła Chrystusowi samemu! I która w człowieku, w tym najbardziej upośledzonym, widzi Chrystusa.
A gdzie indziej znowu znajdujecie tego Chrystusa w dzieciach, w młodzieży na katechizacji, w różnych dziedzinach duszpasterstwa, przy boku kapłanów. I jesteście bardzo często dla tych dzieci na katechizacji i dla młodzieży uzupełnieniem braku serca, które niesie ze sobą dzisiejsze zaśpieszone, a także zmaterializowane życie środowisk rodzinnych. Ten brak serca nieraz musicie uzupełnić, a czasem tylko potwierdzić. Same wiecie najlepiej.
Tego Chrystusa znajdujecie w najprostszych posługach, chociażby tych kuchennych, chociażby tych służebnych, których wam nie brak. Zarówno w tych posługach, jak i w pracach, które wymagają głębokiego czasem wykształcenia, bo przecież i na katedrach uniwersyteckich znajdują się dzisiaj na świecie, a w Polsce także, siostry zakonne. Nieważne, gdzie się znajdują. Ważne to, czym są. Ważne to, że tam gdzie są, dają świadectwo Chrystusowi, że tego Chrystusa znajdują wszędzie, tak jak ta oblubienica z Pieśni nad pieśniami, która mówi: „Znalazłam umiłowanego mojej duszy!” (Pnp 3, 4).
Oby Polska cieszyła się stale waszym ewangelicznym świadectwem. Oby nigdy nie zabrakło tych serc gorących, tych dusz radykalnych ewangelicznym radykalizmem, które przybliżają Chrystusa bliźnim, które przybliżają Miłość bliźnim!
Jesteście oblubienicami Ducha Świętego! Waszym powołaniem jest Miłość. Przybliżać, uobecniać ją zawsze tam, gdzie jej brak. Obyście, drogie siostry, zawsze radowały się radością waszego powołania, nawet wówczas, gdy przychodzi wam doświadczać wewnętrznych trudności, bo wiemy, że tak bywa. Drogi życia wewnętrznego są nieraz drogami duchowej ciemności. A także i zewnętrznych cierpień, bo tego życie wam na pewno nie oszczędza.
Pragnę, jako pielgrzym dzisiejszego spotkania, modlić się o to wszystko, co powiedziałem, i o bardzo wiele jeszcze innych spraw, które trudno wypowiedzieć, w intencji każdej z was, w intencji święta matczynego i siostrzanego, w intencji waszych rodzin zakonnych, w intencji całego świata sióstr zakonnych w Polsce, wszystkich osób konsekrowanych przez trojakie śluby zakonne wedle rad ewangelicznych: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Pragnę — w intencji wszystkich was i w intencji nowych powołań na tę wspaniałą ewangeliczną drogę — sprawować tę Najświętszą Ofiarę wspólnie z moimi braćmi w biskupstwie, a także przy uczestnictwie wszystkich tutaj zgromadzonych pielgrzymów. Amen.
Dzisiaj obecny tu za przedziwnym zrządzeniem Bożej Opatrzności, pragnę na tej Jasnej Górze mej ziemskiej Ojczyzny, Polski, przede wszystkim potwierdzić to wielorakie i wielokrotne oddanie i zawierzenie, które było wyrażone przez Prymasa i Episkopat Polski w różnych momentach. W sposób szczególny pragnę potwierdzić i ponowić milenijny Akt jasnogórski z dnia 3 maja 1966, w którym oddając się Tobie, Bogurodzico, w macierzyńską niewolę miłości, biskupi polscy pragnęli przez to służyć wielkiej sprawie wolności Kościoła nie tylko we własnej Ojczyźnie, ale i w całym świecie. W kilka zaś lat później, w dniu 5 września I971, oddali Ci, jako Matce Kościoła, ludzkość całą, wszystkie narody i ludy współczesnego świata, swoich pobratymców w wierze, języku, we wspólnocie dziejowych losów, rozszerzając swe polskie zawierzenie do owych najdalszych granic miłości, jak tego domaga się Twoje Serce: Serce Matki, które ogarnia każdego i wszystkich, wszędzie i zawsze.
Pragnę w dniu dzisiejszym, przybywając na Jasną Górę jako pierwszy papież-pielgrzym, odnowić całe to dziedzictwo zawierzenia, oddania i nadziei, które tu tak wielkodusznie zostało nagromadzone przez moich braci w biskupstwie i rodaków.
I dlatego zawierzam Ci, o Matko Kościoła, wszystkie sprawy tego Kościoła, całą jego misję i całą jego służbę w perspektywie kończącego się drugiego tysiąclecia dziejów chrześcijaństwa na ziemi.
"Życie ludzkie jest święte i nienaruszalne w każdej
chwili swego istnienia, także w fazie początkowej, która poprzedza narodziny.
Człowiek już w łonie matki należy do Boga, bo Ten, który wszystko przenika i
zna, tworzy go i kształtuje swoimi rękoma, widzi go, gdy jest jeszcze małym,
bezkształtnym embrionem, i potrafi w nim dostrzec dorosłego człowieka
(...)"
Evangelium Vitae, 61
"Żadna okliczność, żaden cel, żadne prawo na świecie
nidgy nie będą mogły uczynić godziwym aktu, który sam w sobie jest niegodziwy ,
ponieważ sprzeciwia się Prawu Bożemu, zapisanemu w sercu każdego człowieka
(...)"
Evangelium Vitae, 62
"Kościół broniąc prawa do życia odwołuje się do
szerszej, uniwersalnej płaszczyzny obowiązującej wszystkich ludzi. Prawo do
życia nie jest tylko kwestią światopoglądu, nie jest tylko prawem religijnym,
ale jest prawem człowieka".
"Troska o dziecko, jeszcze przed jego narodzeniem (...)
jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do
człowieka".
Nowy York 2 X 1979 r.
"I życzę, i modlę się o to stale, ażeby rodzina polska
dawała życie, aby była wierna świętemu prawu życia".
Nowy Targ 8 VI 1979 r.
"Walczcie, aby każdemu człowiekowi przyznano prawo do
urodzenia się... Nie zniechęcajcie się trudnościami, sprzeciwami czy
niepowodzeniami..."
"Bronić życia i umacniać je, czcić je i kochać - oto
zadanie, które Bóg powierza każdemu człowiekowi".
"Trzeba więc najpierw zmienić stosunek do dziecka
poczętego. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwanie, nigdy nie jest intruzem
ani agresorem. Jest ludzką osobą, zatem ma prawo do tego, aby rodzice nie
skąpili mu daru z samych siebie, choćby wymagało to od nich szczególnego
poświęcenia."
Niech w święto radosne Paschalnej Ofiary Składają jej wierni uwielbień swych dary. Odkupił swe owce Baranek bez skazy, Pojednał nas z Ojcem i zmył grzechów zmazy.
Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, Choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy. Maryjo, Ty powiedz, coś w drodze widziała? Jam Zmartwychwstałego blask chwały ujrzała.
Żywego już Pana widziałam, grób pusty, I świadków anielskich i odzież, i chusty. Zmartwychwstał już Chrystus, Pan mój i nadzieja, A miejscem spotkania będzie Galileja.
Wiemy, żeś zmartwychwstał, że ten cud prawdziwy. O, Królu Zwycięzco, bądź nam miłościwy.
K. Niech się cieszą zastępy aniołów w niebie. Niech się cieszy zgromadzenie niebieskie, a hymn pochwalny niech przywita tryumf Pana Zmartwychwstałego! Niech się cieszy ziemia zanurzona w nowym świetle.
WSPANIAŁY BLASK KRÓLA ZWYCIĘŻYŁ CIEMNOŚCI, CIEMNOŚCI TEGO ŚWIATA! (x2)
K. Niech się cieszy Matka Kościół, jaśniejąca blaskiem niezmiernej chwały swojego Pana. W tym zaś miejscu niech zabrzmi jednogłośny śpiew ludu radującego się świętem.
K. Pan z wami. W. I Z DUCHEM TWOIM. K. W górę serca. W. WZNOSIMY JE DO PANA. K. Dzięki składamy Panu, Bogu naszemu! W. GODNE TO I SPRAWIEDLIWE (x2)
K. Zaprawdę godne to i sprawiedliwe wyrażać śpiewem uniesienie ducha i wysławiać Ojca Wszechmogącego oraz Jego Syna Jezusa Chrystusa, naszego Pana. On to spłacił za nas dług Adama Przedwiecznemu Ojcu, a krwią swoja przelana z miłości zmazał skazujący wyrok starodawnej winy.
Oto Święto Paschy, gdy zabija się Baranka. Oto właśnie ta noc, gdy uwolniłeś naszych ojców z niewoli egipskiej. Oto właśnie ta noc, która nas wyrywa z ciemności zła Oto właśnie ta noc, w której On zwyciężył ciemności grzechu!
W.TO JEST TA NOC, W KTÓREJ CHRYSTUS SKRUSZYŁ WIĘZY ŚMIERCI I Z OTCHŁANI POWRACA ZWYCIĘSKI! (x2)
K. O jak przedziwna wyrozumiałość Twej darmowej łaski, jak niepojęta czułość Twej miłości: by wyzwolić niewolnika, poświęciłeś Syna! Bez grzechu Adama Chrystus by nas nie odkupił!
W. SZCZĘŚLIWA WINA, SKORO JA ZGŁADZIŁ TAK WIELKI ODKUPICIEL, SZCZĘŚLIWA WINA! (x2)
K. O nocy, zaiste błogosławiona, któraś poznała godzinę zmartwychwstania Chrystusa! O nocy, zaiste błogosławiona, któraś ograbiła Egipcjan, by wzbogacić Izraela! O nocy, która zło zwyciężasz, obmywasz winy! O nocy, naprawdę chwalebna, która łączysz człowieka z jego Bogiem!
W.TO JEST TA NOC, W KTÓREJ CHRYSTUS SKRUSZYŁ WIĘZY ŚMIERCI I Z OTCHŁANI POWRACA ZWYCIĘSKI! (x2)
K. W tę noc pełna łaski przyjmij Ojcze Święty ofiarę pochwalna, która Kościół Tobie składa rekami Twoich sług, w uroczystej liturgii paschalnej świecy, znaku nowego światła.
Prosimy Cię, o Panie, aby ta świeca ofiarowana na cześć Twojego Imienia rozbłysła światłem. Niech się wzniesie do Ciebie jako woń przyjemna, niechaj się złączy z gwiazdami nieba. Niech ja znajdzie zapalona gwiazda poranna, ta gwiazda, która nie zna zachodu. Chrystus, Twój Syn, powstały z martwych, jaśnieje swoim pogodnym światłem!
1. Krzyżu święty, nade wszystko, drzewo przenajszlachetniejsze! W żadnym lesie takie nie jest, jedno, na którym sam Bóg jest. Słodkie drzewo, słodkie gwoździe rozkoszny owoc nosiło.
2. Skłoń gałązki, drzewo święte, Ulżyj członkom tak rozpiętym. Odmień teraz oną srogość, Którąś miało z urodzenia. Spuść lekuchno i cichuchno Ciało Króla niebieskiego.
3. Tyś samo było dostojne, Nosić światowe Zbawienie, Przez cię przewóz jest naprawion, Światu, który był zagubion, Który święta Krew polała, Co z Baranka wypłynęła.
4. W jasełkach leżąc gdy płakał, Już tam był wszystko oglągał, Iż tak haniebnie umrzeć miał, Gdy wszystek świat odkupić chciał W on czas między zwierzętami A teraz między łotrami.
5. Niesłychana to jest dobroć, Za kogo na krzyżu umrzeć, Któż to może d2isiaj zdziałać, Za kogo swoją duszę dać? Sam to Pan Jezus wykonał, Bo nas wiernie umiłował.
6. Nędzne by to serce było, co by dziś nie zapłakało, widząc Stworzyciela swego na krzyżu zawieszonego. Na słońcu upieczonego Baranka Wielkanocnego.
7. Maryja, matka patrzyła Na członki, co powijała, Powijając całowała, Z tego wielką radość miała Teraz je widzi sczerniałe, Żyły, stawy w Nim porwane.
8. Nie był taki, ani będzie Żadnemu smutek na świecie, Jaki czysta Panna miała Wonczas, kiedy narzekała: Nędzna ja sierota dzisiaj. Do kogóż ja się skłonić mam.
9. Jednegom Synaczka miała, Com Go z nieba być poznała, I tegom już postradała, Jenom sama się została, Ciężki ból cierpi me serce, Od żalu mi się rozpaść chce.
10. W radościm Go porodziła, Smutku żadnego nie miała, A teraz wszystkie, boleści Dręczą mnie dziś bez litości; Obymże Ja to mogła mieć, Żebym mogła teraz umrzeć.
11. Byś mi, synu, nisko wisiał, Wżdybyś ze mnie pomoc miał, Głowę bym Twoją podparła, Krew zsiadłą z lica otarła; Ale Cię nie mogę dosiąc, Tobie, Synu, nic dopomóc
12. Anielskie się słowa mienią, Symeonowe się pełią; Anioł rzekł: Pełnaś miłości, A jam dziś pełna gorzkości. Symeon mi to powiedział, Iż me serce miecz przebóść miał.
13. Ni ja ojca, matki, brata, Ni żadnego przyjaciela Skądże pocieszenie mam mieć? Wolałabym stokroć umrzeć, Niżwidzieć żołnierza złego Co przebił bok Syna mego.
14. Matki, co synaczki macie, Jako się w nich wy kochacie, Kiedy wam z nich jeden umrze, Ciężki ból ma serce wasze; Cóż ja, com miała jednego, Już nie mogę mieć inszego.
15. O, niestetyż, miły Panie, Toć nie małe rozłączenie; przedtem było miłowanie A teraz ciężkie wzdychanie. Czemuż, Boże Ojcze nie dbasz, O Synaczka pieczy nie masz?
16. Którzy tej Pannie służycie, Smutki Jej rozmyśliwajcie, Jako często omdlewała, Często na ziemię padała. Przez te smutki, któreś miała, Uprośże nam wieczną chwałę!